Zakochanie, czyli żebraczy cyrk godowy

Zasada-drugiej-strony-lustra

Dlaczego wolimy atrakcyjniejszą kobietę od brzyduli? Ponieważ wzbudza w nas przyjemniejsze odczucia, czyli doświadczamy wpływu hormonów „szczęścia”.

Nie ma rzeczy niemożliwych?

Natura tak zaprogramowała nasz mózg, że im zdrowsza (atrakcyjniejsza) kobieta, tym więcej hormonów przyjemności jest wtłaczanych w nasze żyły – pojawia się euforia, stan zmienionej świadomości nazywany zakochaniem, gdzie człowiek czuje że świat leży mu u stóp i nie ma rzeczy niemożliwych.

Podobnie Panie wybierają partnerów – kluczem do ich serca i łona jest poczucie przyjemności, odczuwane przez kobietę widzącą mężczyznę, który staje się zapalnikiem odpalającym reakcję układu hormonalnego. U jednej Pani największą przyjemność budzi pełna kiesa (bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa, a kiedy w kasie forsa, to sukces pierwsza klasa), u drugiej śniada cera i zawsze twardy nie tylko wzrok, u trzeciej wysoka pozycja społeczna, a więc wzięty prawnik, architekt, lekarz który z kasjerki w mięsnym zrobi szanowaną Panią doktorową. Jest przyjemność, gdy ludzie się kłaniają i podlizują a nie wyżywają bo mięso zielone? Jest przyjemność, gdy można kupować drogie, modne przedmioty, nie martwiąc się pieniędzmi? Oczywista oczywistość.

Zegar biologiczny tyka

Są też i takie Panie, którym bije „ostatni dzwon”, czego otoczenie pod grubymi warstwami pudrów, farbek i kremów nie dostrzega – więc przyjemność daje pierwszy lepszy brzydal czy biedak, nawet jeżdżący fabią, byle tylko ożenił się i chciał spłodzić potomstwo: „niechby bił i pił, byle był„.

Społeczeństwo widząc relacje takich jeszcze atrakcyjnych Pań, z dosyć mocno odstającymi od ideałów mężczyznami, dochodzą do wniosku że to musi być prawdziwa miłość, poryw serca i odnalezione połówki dusz – nie rozumiejąc że to paniczny, paraliżujący lęk przed drwinami otoczenia, szyderstwami rodziny, pełnymi satysfakcji i poczucia bycie lepszym spojrzeniami koleżanek – mężatek w pracy, że nasza ofiara nie „ułożyła” sobie życia. Uniknięcie pogardy i docinek pobożnego otoczenia to olbrzymia przyjemność, wielka ulga. Dlatego gdy otoczenie widzi szlachetny, bezinteresowny czyn, mądry człowiek zawsze dojrzy dwie motywacje; pragnienie doznania przyjemności i unikanie bólu. Gdy otoczenie widzi biczujących się naśladowców Jezusa, mądry zobaczy kogoś, kto znalazł sprytny sposób na bycie podziwianym, szanowanym, a jeszcze do nieba pójdzie, więc mamy dwie pieczenie upieczone na jednym ogniu. Ludzie by zdobyć szacunek otoczenia (przyjemność), zmieniają swe ciała w koszmarne karykatury serialowych idoli, katują się w siłowniach i na ringach, tracą zdrowie – biczowanie się, jest więc bardzo tanim sposobem na uzyskanie przyjemności, utożsamionej z podziwem otoczenia.

Propsy Popuś!

Spójrzmy na Popka, który okaleczył swoją twarz, by wzbudzić zainteresowanie swoją osobą – co akurat mu się udało, bo i ja lubię go czasem posłuchać. Ale są tacy, którzy nie muszą ciąć własnej twarzy i tatuować gałek ocznych, by zdobyć zainteresowanie tłumu, jego podziw i pieniądze. Młodzi podziwiają Popka, bo myślą że jak będą krzyczeć „ziomuś” i „propsy”, to zostaną kolegami mocnego gościa, z którym będą się bujali na mieście i pstrykali fotki na fejsa. Tymczasem byliby konsumentami faceburgera i nikim więcej, bo tacy ludzie jak Popek kolegują się tylko z mocnymi, bogatymi i znaczącymi – dopóki tacy są. Cała reszta biedaków, łudząca się nadzieją na posiadanie takiego ziomka, byłaby w najlepszym przypadku workiem treningowym na szyderstwa, złośliwości i z czasem ciosy.

Ludzie kochają cierpieć z trzech powodów. Po pierwsze – naprawdę cierpią, po drugie – wzbudzają współczucie otoczenia, przeliczalne na konkretne zyski, także finansowe, a po trzecie – i to jest najstraszniejsze, ludzka, nieudawana radość kole w oczy. Skoro my cierpimy a ktoś jest prawdziwie radosny, to znaczy że coś źle robimy, źle żyjemy – a kto lubi myśleć o sobie jako o kimś, kto jest nieudacznikiem i nie rozumie życia? Im większy frustrat, tym pewniejszy jest że zna życie. Dlatego bycie szczęśliwym w otoczeniu bliskich ludzi, jest zawsze bardzo ryzykowne i niebezpieczne. Cierpiącego się rozumie, współczuje, można się dowartościowywać że cierpimy mniej… ale szczęśliwy budzi powszechną zawiść i nienawiść. Budda, Jezus, Sokrates i wielu innych byli szczęśliwi sami ze sobą, nie potrzebowali do szczęścia nikomu się podlizywać, upodabniać do jakiejś grupy społecznej. Jak skończyli, dobrze wiemy. Dlatego zawsze powtarzam – prawdziwych przyjaciół nie poznaje się w biedzie, a w szczęściu. To prawdziwy egzamin przyjaźni i koleżeństwa.

Duże piersi jak tramal

Podkreślmy – zakochanie to nie tylko przyjemność, ale coś znacznie więcej – doskonały środek przeciwbólowy. Przeciętny człowiek bezustannie bombardowany jest modami, trendami, wizjami jak ma wyglądać i się zachowywać, ile ma mieć pieniędzy, w jakich powinien być związkach, ciuchach i jaki telefon jest absolutnie na topie. I jakoś dziwnym trafem się okazuje, że mocno odstajemy od promowanych nam ideałów wyglądu i zachowania – co ma nas zachęcić do konsumpcji, bezustannego kupowania. Mamy wierzyć że kupując coś (iphone, samochód, małżeństwo, spowiedź, odessanie tłuszczu z brzucha, wysadzenie się w autobusie), da nam przyjemność na ziemi, bądź po śmierci. Celem jednak jest przyjemność, chociażby w postaci 72 dziewic które uprzyjemnią nam pośmiertny żywot.

Pracujemy więc by spełnić nasze marzenia, ale gdy je spełniamy, po chwili euforii przychodzi poczucie braku spełnienia, frustracji. Ono zawsze wraca, jak efekt jojo u nieszczęśników, którzy swe lęki nauczyli się uciszać ciastkami, papierosami czy alkoholem. Wierzymy więc, że szczęście i spełnienie będzie wyżej na drabinie celów – ale wyżej oznacza drożej i trudniej do zdobycia. Nawet miliarderzy mają cele, które są poza ich możliwościami, więc odczuwają taki sam brak, jak dziecko w Afryce wierzące, że gdyby miało jedzenie byłoby szczęśliwe. Ale gdyby tak się stało, zaraz by chciało frykasów – i gdyby je dostało, chciałoby zamienić szałas w dżungli na kawalerkę, a własne nogi na hulajnogę. W końcu doszłoby do pozycji miliardera, a poczucie braku nadal by w nim tkwiło – ale już nie byłoby możliwe do zaspokojenia.

Samobójstwo z nadmiaru

Miliarderzy też popełniają samobójstwo z rozpaczy. Kiedyś czytałem o niemieckim miliarderze, który skoczył pod pociąg – stracił na giełdzie bodajże cztery miliardy euro, ale zostało mu jeszcze chyba pięć. Dziwne nawet z mojej perspektywy – kiedyś były czasy, że nie miałem co jeść ani jak się przemieszczać; ale miałem marzenia oraz wiarę, że gdy zostanę znanym pisarzem będę szczęśliwy. I jeśli tak się kiedyś stanie, nagle ujrzę to, co ujrzał ten miliarder – ciemną pustkę. Póki co, jeszcze mi to nie grozi.

Myślisz że na miejscu posiadacza miliardów nigdy byś się nie zabił? Ten człowiek gdy miał znacznie mniej pieniędzy, myślał identycznie. No i nadeszła chwila gdy miał miliardy, a cierpienie nadal istniało, kłuło i męczyło, ale nie można już było udawać, że jakiś cel je zatuszuje – wszystko co było do kupienia, zostało kupione. Zamiast więc powtarzać jego błędy, warto pójść inną drogą i zrozumieć – poczucie braku, pełni, szczęścia i nieszczęścia jest tylko NAWYKIEM. Niczym więcej, co bardzo dokładnie tłumaczę w mojej książce „Stosunkowo dobry”.

Cierpiący, oszukany tłum

Niemożność kupienia satysfakcji, wywołuje z czeluści podświadomości dyskomfort, smutek, a u niektórych, tych bardziej zdesperowanych prowadzi do depresji, alkoholizmu bądź nawet samobójstwa. Ludzie w swej masie jaką widzimy na ulicach to cierpiące, sfrustrowane istoty, myślące jedynie o zdobyciu przedmiotów czy jakichś wymyślonych im etykietek, które mają im dać szczęście. Ich myśli i uczucia, ich całe życie jest skoncentrowane tylko i wyłącznie na zdobyciu przyjemności, którą ktoś im sprzedał w telewizyjnej reklamie, kulturowym pojęciu dobra i wielkości czy nowym trendzie. I jeśli nie chcesz spełniać ich celów, nazwą Cię egoistą i narcyzem; dziwadłem.

Zakochanie likwiduje ten ból, przykrywa go tak samo jak zastrzyk z heroiny. Zakochanie jednak może trwać do dwóch, trzech lat, a heroina znacznie szybciej niszczy ciało i psychikę człowieka. Tak więc mamy dwa w jednym – przyjemność i likwidacja bólu (do czasu) – życie traci ciemną barwę, a my wesoło pląsamy w poczuciu zadowolenia. Jest cudownie, jest wspaniale – dlatego ludzie uwielbiają się zakochiwać, tworzą o miłości piosenki, wiersze, powstają uwielbiane filmy, seriale i bestsellerowe książki. Kto wpisze się w ten trend, może zarobić wielkie pieniądze, zdobyć sławę a nawet władzę. Dziś znienawidzone PO, zdobyło władzę obiecując cuda i wiele mówiąc o miłości i zgodzie – dziś nowi hochsztaplerzy obiecują miłość, a skończy się jak zawsze.

Ja też kocham swoich czytelników, a gdy nie mogę zasnąć? Liczę ich nieprzebrane zastępy.

 

Kto trzęsie drzewem prawdy, temu padają na głowę obelgi i nienawiść

Prawda jest jednak straszna, a kto o niej mówi, jest automatycznie uznawany za psychicznego, wariata i oszołoma. Wczoraj na pewnym portalu rozmawiałem z atrakcyjną Panią, która szuka męża dla siebie a ojca dla swej córeczki (musi dobrze zarabiać, być wysoki, co najmniej 190cm), a jednocześnie twierdzi że chce dać mężczyźnie szczęście, a o swoim w ogóle nie myśli, bo nie jest egoistką jak faceci. To dlaczego nie weźmie niskiego faceta bez pracy? Odpowiedzią było że jestem nienormalny i koniec rozmowy.

Przerażające jest to, że ludzie w ogóle tych spraw nie rozumieją. Nie można im tego wytłumaczyć – rozumie te sprawy niewielka ilość ludzi, która albo jest inteligentna emocjonalnie, albo dostała w tyłek co najmniej kilkanaście razy, i zauważyła dziwny, stale powtarzający się wzór zachowań Pań. Gdy wizja świata wytworzona przez kulturę, media i otoczenie wali się i chwieje w posadach, człowiek może przyjrzeć się inne wizji, chociażby tej którą od lat opisuję.

Przyjemność, fałszywy bóg ludzkości

Ludzie mówiąc o miłości, mają na myśli tylko i wyłącznie własną PRZYJEMNOŚĆ. Marzące o wielkiej miłości masy ludzkie nie są ani romantyczne, ani uduchowione – po prostu chcą bodźca, który wpłynie na ich własny układ hormonalny tak, by ten zaczął wytwarzać stan euforii – a zakochanie jest obok „twardych” narkotyków, najsilniejszym bodźcem znanym ludzkości. Oni sami nie umieją tego zrobić, są kalekami – mają w swoim ciele system, którego nie umieją kontrolować. Może to i dobrze; kiedyś podłączono szczurowi jakąś elektrodę do mózgu, i nauczono że jak dotknie przycisku łapką, to odczuje przyjemność bądź orgazm, nie pamiętam już dokładnie. Szczur szybko umierał, bo nie miał czasu na jedzenie i picie, nie mówiąc o rozmnażaniu.

Można sobie wyobrazić, jak miliony Ryśków z Klanu i Grażynek trąca dłonią guziczek, pogrążając się w ekstazie a świat w chaosie. Dlatego są to zdolności, których opanowanie wymaga lat treningu – a żeby podjąć trening, trzeba zrozumieć co się trenuje i po co.

Romantyczny, głupi i zły

By uruchomić nagrodę hormonalną, potrzebują drugiego człowieka. Traktują go jak niewolnika, jak rzecz, przedmiot; bodziec który uruchamia reakcję hormonalną w ich ciele. I tylko do tego jesteś potrzebny kobiecie – masz pobudzać jej układ hormonalny do wytwarzania dopaminy. Jeśli przestaniesz, a przestaniesz z całą pewnością jeśli nie znasz zasad gry (uczą o niej chociażby podrywacze, Adept Szabelski, Mystery itd), zostaniesz wymieniony na nowy model. I to jest cała prawda o miłości, której ze świecą szukać w kulturze i otaczającej nas wiedzy o sobie i świecie.

Czy miłość istnieje? Oczywiście – ale nie ma nic wspólnego z zakochaniem i romantyczną otoczką. Jest nie mającym gór i dolin stanem błogości, który jest niezależny od czegokolwiek, a zwłaszcza innego człowieka, który dziś Ci przyjacielem a jutro śmiertelnym wrogiem. Miłość prawdziwa, to stan trwały – a poznać jej smak może tylko ten, kto kocha sam siebie, czyli iskrę świadomości zamieszkującą ciało. Dopiero gdy kochasz siebie, pojawia się euforia – nie zabierze jej odejście kobiety, zdrada, śmierć czy choroba. Dopiero wtedy możesz dzielić się swoją miłością i szczęściem, bez lęku że ktokolwiek Ci ten stan umysłu zabierze. Związek kochających się wzajemnie ludzi, to ci którzy najpierw pokochali samego siebie – zawsze w tej kolejności. Najpierw ja, później wszystko inne. Problem w tym, że otoczenie potępia i podskórnie boi się tych, którzy chcą kochać siebie – bo traci na nich wpływ. Taka osoba nie reaguje na krytykę i komplementy, bo jej nastrój nie zależy od innych. Wtedy przestajesz być niewolnikiem – zyskujesz szczęście, oraz podejrzenia o chorobę psychiczną otaczających Cię, pełnych lęku i nierealnych marzeń o szczęściu nieszczęśników. Dlatego amatorzy szczęścia, zawsze muszą w procesie zmiany zmienić swoje środowisko.

Wężowy splot bolesnej namiętności

Panie patrzą ze łzami w oczach i uśmiechem szczęścia na splecione ze sobą pary – dobrze wiedzą, że takie węzowe splecenie to duża przyjemność, której pragną. Celem jest przyjemność, a nie druga osoba. Gdy przyjemność znika, Pani mówi że nie wie co czuje – i zostawia mężczyznę, najczęściej w ciężkiej sytuacji życiowej. Przyjemność zniknęła, trzeba znaleźć drugi przedmiot – człowieka – który wzbudzi hormonalną reakcję w ciele.

Romantyzm i zakochanie, to nie tylko największy egoizm jaki istnieje, ale i w pewnym sensie podłość. Jeśli znam zasady tej gry, wchodzę w nią – jest w porządku. Ale ludzie wiedzą o zakochaniu tylko to, co z filmów, książek i opowieści tych, którzy lubią się pokazywać jako ci którzy odnieśli sukces. Tak więc lgną do przyjemności zakochania, a to jest jedna strona monety – drugą jest zawsze rozpad takiej relacji i ból. Przyjemność i ból są zawsze razem, nie można ich rozdzielić. Im więcej zakochania, tym więcej strachu o odejście kogoś, kto ten bodziec w nas wzbudza. Maksymalna rozkosz to piekielny strach, zazdrość i stres – ale to widać dopiero po czasie. Nie pokazują tego w serialach i komediach romantycznych, więc ludzie myślą że coś z nimi nie tak, gdy widzą że mają problemy z przerastającymi ich lękami i negatywnymi emocjami.

To wszystko zostało w genialny sposób zaprojektowane. Widzimy atrakcyjną kobietę, pojawia się uczucie przyjemności. Jeśli jesteśmy nieśmiali, pogrążamy się w poczuciu frustracji i rozpaczy, ale jeśli uda się nam zainteresować czymś tę Panią, zaczynamy się poznawać, spotykać, randkować. Wspólna rozmowa daje większą przyjemność, niż tęskne patrzenie z oddali na kształtne pośladki – a jeszcze większą daje z czasem wspólny dotyk, jego eskalacja. Najpierw muskamy niby przypadkiem ramiona, później dotykamy dłoni, szyi, policzka, włosów… każdy krok daje więcej przyjemności, zachęcając do skosztowania jego większej ilości.

Ejakulacja, biologiczny sens życia

Wiemy i czujemy całym sobą, że można doznać jej jeszcze więcej – trzeba tylko doprowadzić do takiej sytuacji, gdy kobieta pozwoli nam byśmy w niej ejakulowali. To apogeum przyjemności którego nie chcemy tracić, nie wyobrażamy sobie już bez tych jaskrawych odczuć życia. Natura daje maksimum przyjemności w chwili orgazmu w kobiecie – taki jest cel „zachęty” w postaci przyjemności, ma urodzić się dziecko. Ponawiamy dające tyle rozkoszy zbliżenie wiele razy, by szansa na zapłodnienie była większa. Ponieważ tę absolutną przyjemność utożsamiamy z kobietą, żenimy się z nią i robimy jej dzidzię, by związać ją z nami – by odczucie przyjemności powiązane w naszym umyśle z tą Panią, nas nie opuściło. Panie robią dokładnie tak samo, myśląc że dziecko zatrzyma faceta, czyli przyjemność. Stąd zapewnienia że bierze tabletki, a później kultowe już „Miś! Nie wiem jak to się stało, ale jestem w ciąży! Cieszysz się?„.

Zakochanie to narkotyczna ekstaza. W takim stanie ducha ludzie skaczą z wieżowca, pewni że pofruną, rzucają się na grupkę silniejszych od siebie mężczyzn, piszą wiersze albo płodzą dzieci.

Pobudka i twarde lądowanie

Gdy na świecie jest potomstwo, obrączki (kajdanki) założone i prawna umowa (małżeństwo) spisane, natura wycofuje wsparcie hormonalne. Dlaczego? Ponieważ gdyby ludzie żyli ciągle w stanie haju, ludzkość by nie przetrwała. Wszyscy by podziwiali zachody słońca razem z drugą osobą, aż umarliby z głodu. Stan haju to robak na haczyku, by złapać rybkę. Gdy ta się skusi, zostaje przekłuta i wyciągnięta ze swojego świata na patelnię. Nikt nie będzie kopał w poszukiwaniu robaka, jeśli w stawie nie ma ryb.

Właśnie dlatego mamy tyle rozwodów, niechcianych dzieci, nienawiści między ludźmi którzy przysięgali coś, co w zwykłym stanie świadomości jest nie do przyjęcia. Warto znać ten mechanizm, który nas zniewala i nami kieruje. Cele natury nie są naszymi osobistymi – i gdy człowiek został pokierowany w określonym kierunku, nie chcąc wyjść na nieudacznika, doprawia sobie ideologię szczęścia do sytuacji, w której się znalazł. No a co ma innego zrobić? Przyznać się że małżonka budzi w nim obrzydzenie, dziecko podobnie? Zostałby wyśmiany, uznany za nieuczciwego, nienormalnego, Panie by nim gardziły i obrzucały przekleństwami, a rodzina małżonki mogłaby mu zasponsorować solidne lanie.

Prawda jak igła w stogu siana

Ludzie kochają czuć się dobrze, przyjemnie – dlatego oddadzą Ci swe ciało, pieniądze i wszystko czego potrzebujesz, jeśli te uczucia w nich wzbudzisz. Dlatego mężczyźni uczą się wpływania na psychikę i emocje kobiet, a Panie zaprzeczają i grają w swoją grę, by to działało… ponieważ każdy pilnuje swoich interesów. Pani chce faceta, który autentycznie wzbudza w niej silne, pozytywne emocje – a nie kogoś, kto tylko udaje. Natomiast rolą łowcy jest nie dać się oszukać kobiecym „prawdom o życiu”, i robić swoje. Kto da się oszukać, przegra. Kto pozna prawdę, wygra. Wojna płci to wojna o prawdę, a ta jest cicha i ukryta w hałdach kłamstw.

Wygra sprytniejszy, mądrzejszy, ten który nie da sobie wbić do głowy kłamstw o kobietach i ich naturze. Natura zawsze premiowała spryt, więc jeśli zrozumiesz zasady które opisuję i umiejętnie je zastosujesz – wygrasz. System który „wgrała” nam natura, można złamać i obejść, robi się to chociażby używając prezerwatyw, albo ucząc kontroli wytrysku (oddzielenie orgazmu od wytrysku) – Panie z którymi rozmawiałem, reagowały bardzo pogardliwie na mężczyzn kontrolujących swoją płodność. Były złe, że nie one podjęłyby decyzję. No ale to już temat na następny felieton. Pozdrawiam wieczornie.

Wpisujcie się – wystarczy tylko nick i wpis, innych pól wypełniać nie trzeba.

www.braciasamcy.pl  zapraszam na moje forum. Paniom wstęp wzbroniony!

——————–

Setki moich felietonów KLIK

Zapraszam do kupna moich e książek „Stosunkowo dobry”, oraz „Wyprawa po samcze runo” w E wersji, KLIK albo papierowej KLIK.  Bardzo jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy poczuwają się do dbania o cały ten interes i go finansują KLIK, także poprzez PayPal, mój meil to coztymikobietami@onet.pl

40 thoughts on “Zakochanie, czyli żebraczy cyrk godowy

  1. Comment Ludzie ktorych punkt widzenia wykracza poza „normy” przewaznie zadziwiaja innych. Trudno jest wiekszosci pojac ze kazdy ma prawo widziec szczescie wlasnymi oczami, ze mozna byc wolnym czlowiekiem w pelni tego slowa znaczeniu. Swoje zycie kazdy przezywa dla siebie, bo niby dla kogo mialby je przezyc? Komus je/sie poswiecic? W imie czego? SWIADOMOSC! To jest to! Wystarczy wiedziec czego sie chce, a potem to brac. Nie ma nic gorszego niz poruszanie sie w zyciu po omacku, branie tego co los da i ninimalizowanie swoich mozliwosci. Ciemnosc! Ciemnosc! Widzialam i ciemnosc. Kazdy sam tworzy swoja rzeczywistosc i temu, kto ma tego swiadomosc, nie potrzeba niczego wiecej :) .

  2. Marku usuwasz niewygodne pytania i myślisz, że w ten sposób jesteś uczciwy wobec czytelników? Nie dziwi mnie, że masz tylu wrogów, a Twoi czytelnicy to ludzie, którzy nie szanują samych siebie.

      1. Wietrzysz spisek i obrazę, a ja kulturalnie pytam.

        Uważam, że nadmierne przejmowanie się konsekwencjami zdrowotnymi to przesadny strach, a widzenie drugiej osoby jako obiektu dostarczającego przyjemności to efekt ignorowania uczuć w relacjach. Demonizujesz kobiety żeby obrzydzić je czytelnikowi, a potem dajesz rozwiązania. W ten sposób czujesz się potrzebny czytelnikom i uzależniasz ich od swojego stworzonego świata. Sam jesteś uzależniony od kompulsywnego rozwoju i rezygnacji z pragnień emocjonalnych, których realizacja jest niezbędna człowiekowi do szczęścia. Szczęście to stan spokoju, a nie narkotycznej ekstazy. Tyle chciałem przekazać i mam nadzieję, że teraz nie usuniesz komentarza.

        Pozdrawiam.

          1. Nie, ale pisałem, że odmawianie sobie wszystkiego nie jest sposobem na szczęście.

        1. No, teraz już grzeczniej. Nie ma braku honoru, choroby psychicznej, oszukiwania czytelników, strachu przed Twymi niezwykle przenikliwymi pytaniami (he he). Mamy tylko wietrzenie spisków (paranoik), wykrzywianie obrazu świata i sprzedawanie tej wizji czytelnikom (okradanie i oszukiwanie ich). Da się ładniej to napisać? Oczywiście.

          Zacznijmy od tego, że ja kobiety bardzo lubię. Uwielbiam się zakochiwać, kochać z nimi, rozmawiać. Podobnie miło mi było z pewnych określonych względów, gdy zażywałem tramal – niestety, widziałem jak się taka zabawa kończy, więc przestałem. Podobnie jest ze związkami – jest zajebiście, ale jest to tylko faza przed roszczeniami i harówką na cele natury, a niekoniecznie nasze własne. Stąd biorą się nieszczęścia. Małżeństwo i dzieci, nie są celem każdego człowieka – co oznacza że nie da im spełnienia i szczęścia, a tylko frustrację. To kwestia emocji, chcieliby kochać, cieszyć się, ale nie umieją. Przyszli na ten świat, by wzbogacić go w inny sposób niż rozmnażaniem – no ale nikt im o tym nie powiedział, nie mieli się skąd dowiedzieć.

          Statystyka rozwodów to nie mój pomysł, tylko fakty. Masa zrozpaczonych, duszących się w związkach ludzi to także fakty – spójrz na fora co ludzie piszą, chcieliby się pozabijać, ale nie mogą bo dzieci. Kiedyś milczeli, a net daje im możliwość pokazania prawdy (anonimowo), której pokazać w otoczeniu nie mogą.

          Ja opisuję co robić, by nie przeżyć takiego scenariusza – przede wszystkim osiągnąć spełnienie bez kobiety, by nie szukać go u niej. Jak to osiągniemy, co może zająć lata, jesteśmy gotowi do związku, w którym nie ma lęku o odejście partnera, nie ma walki o dominację, która ma dać poczucie bezpieczeństwa.

          1. Byłeś – i nadal jesteś bardzo pogardliwy, a u mnie nie ma demokracji. Byłaby, gdyby wszyscy składali się na moje strony, a póki co to ja utrzymuję wszystko. Więc jeśli nie podoba mi się ton czyjejś wypowiedzi, kasuję – co ma do tego honor? To manipulacja, wstrętna w dodatku, mająca zmusić mnie bym zostawił nieprzyjemny komentarz, pełen oskarżeń wobec mnie. Ktoś kto tak robi, jest manipulatorem i sra na mój dywan – więc go wypraszam z mojego przytulnego domku.

            Napisałeś: „Demonizujesz kobiety żeby obrzydzić je czytelnikowi, a potem dajesz rozwiązania. W ten sposób czujesz się potrzebny czytelnikom i uzależniasz ich od swojego stworzonego świata.”

            Czyli oszukuję i wykorzystuję, bo niby po co byliby mi uzależnieni czytelnicy?

            Jesteś nastawiony wybitnie „anty”, więc nie opowiadaj farmazonów że jest inaczej. Nie podoba mi się to co piszesz, jak manipulujesz faktami, mieszasz je, więc u mnie już pisać nie będziesz. Ot tak, bo nie mam obowiązku Cię u siebie gościć, jeśli tego nie chcę. Załóż sobie własną stronę, i tam pisz o swojej wizji świata – w czym problem?

            Pozdrawiam wietrznie.

  3. Kobieta nigdy nie kocha mężczyzny tylko sam stan zakochania, lub to co jej daje mężczyzna przedmiotami. To jest żart największej klęski.

        1. Ja się dołączę.

          Myślę że warto mieć zdrowe i obiektywne podejście do całego problemu. Każdy jest nieco inny i ma inne potrzeby.

          Jestem w trakcie rozstania i nie jest łatwo. Dla mnie osobiście życie bez kobiety i samotność jest trudne. Potrzebuję bliskości, przyjaciółki i kochanki w jednym. Chcę dać to samo. Wsparcie, zrozumienie i obecność. I wiem że w końcu kogoś takiego znajdę.

          Jednak nie można chować głowy w piasek i udawać że te negatywne strony związku nie istnieją. Ja sam, jak i wielu przede mną i po mnie odkryje ten sam lub podobny schemat o którym regularnie pisze Marek. Ta wiedza może pomóc i może uchronić przed nieszczęściem w życiu. Oczywiście sama wiedza to nie wszystko, bo trzeba także pracować nad sobą, aby starać się być pełnym, dojrzałym człowiekiem.

          Wtedy ta wiedza o złych stronach ludzi (kobiet) nie będzie obciążeniem i pakietem uprzedzeń, ale pomocą w kształtowaniu zdrowego związku.

        2. To podstępne pytanie – bo co bym nie odpowiedział, zawsze można uznać za mechanizm obronny. Zacznę od tego, że mogłem już kilka razy świadomie zostać ojcem i być może mężem. Ogólnie sytuacja wygląda tak, że podobam się kobietom – mam mieszkanie, samochód, jestem pisarzem. Czyli dziecko i żona jest w moim zasięgu – jeśli bym chciał. W każdej chwili kręci się koło mnie jakaś grupka kobiet. Tylko że ja nie chcę. Analizowałem to tysiące razy z każdej możliwej strony – w życiu mam inne cele. Chcę poznać najgłębiej jak jest to możliwe samego siebie, swoje możliwości, poznać prawdę o naturze człowieka. Dlatego cały czas tylko czytam, eksperymentuję, zbieram wiedzę i okruchy olśnień. To mnie kręci, interesuje i fascynuje. Mam bardzo duże plany co do tych spraw – i spełnianie ich, daje mi satysfakcję.

          Z dziećmi bywałem, bawiłem się, lubię je – ale nie chcę mieć własnych, ani zajmować się dziećmi. Chcę odkrywać to co zakryte, i jeśli się da opisywać to. Dlatego nie ma mowy o klęsce – jestem człowiekiem sukcesu. Zaczynałem z ciężką chorobą, w totalnej depresji i biedzie – mama przynosiła mi jedzenie, czasem nic nie jadłem. Ojciec na wózku, ciągle szpitale, ja nie mogłem wychodzić z domu, ciągła walka o ubezpieczenie, bo zasiłków nie było. Pisałem o tym wiele razy, to było dla mnie bardzo upadlające. I z tego praktycznie zera, samą pracą wyszedłem na swoje – wydałem książki, mam trzy serwisy, znam sporo ludzi, którzy radzą się mnie w sprawach związków, życia itd. I to jest sukces od zera, a w tle pogarda otoczenia, bezustanne ataki – ale poradziłem sobie. To znacznie trudniejsze niż niechęć do nałożenia gumki.

          Co do genetycznej klęski, rodzice też jej doznają – czy prawnuki będą o nich pamiętać? Wątpię. Geny się rozmyją zupełnie w trakcie kilkunastu pokoleń, to jakie to przetrwanie? Pamiętasz o swoim pra pradziadku? Bo ja nie, po co mi to? I co mi po śmierci z faktu, że jakiś człowiek ma trochę moich genów? Jaki ma to wpływ na resztki w grobie?

          Natomiast moje książki mogą przetrwać – pierwsza jest sto lat trzymana w bibliotece narodowej, więc moje przemyślenia przetrwają na pewno dłużej, niż pamięć o wielu rodzicach. Dlatego to co piszesz, nie uważam za klęskę – więc nie mam czego ukrywać ani obronić.

          Natomiast są ludzie, których spełnia dziecko – i super, niech robią to, co ich naprawdę cieszy i wzbogaca. Chyba lepiej żebym pisał książki, niż był nieszczęśliwy i wypuścił w świat kalekę? Jakby każdy robił to czego pragnie, a nie to co narzuca mu otoczenie, ten świat byłby rajem. Ja mam te szczęście, że mogę presję otoczenia zignorować, jestem od niej odcięty. Tak jakoś mi się życie dobrze ułożyło.

          Tak to widzę.

          1. W żadnym wypadku moja wypowiedź nie miała stanowić ataku na Ciebie. Ja sam zadaję i szukam odpowiedzi na rozmaite pytania :)
            Również z Twojego blogu. Chciałbym się podzielić jeszcze dwoma ciekawymi linkami jeśli można:
            1. http://koniectoksycznych.blogspot.com/2013/12/jak-toksyczna-kobieta-robi-ci-pranie.html

            Sam tego doświadczyłem i myślę, że jest to nagminne ze strony kobiet i ludzi np z środowiska czy pracy. Próba zburzenia czyiś fundamentów celem budowy własnych wpływów (czy w pracy czy w grupie koleżeńskiej).
            2. http://kobietytozlo.blox.pl/html

            Chyba już klasyk.
            Pozdrawiam i życzę dalszej wytrwałości i pasji w tym co się lubi robić :)

        3. Przede wszystkim Marek nigdy nie mówi, że dzieci, małżonka i rodzina są złem i porażką. Daje jasny ogląd sytuacji. Każdy ma inne potrzeby, ale to tak jak z bakteriami, musimy wiedzieć kiedy mamy do czynienia z patogenami wywołującymi gangrenę a kiedy z probiotykami. Z drugiej zaś strony, czyli od osób posiadających rodzinę często idą bezczelne ataki wciskające klęskę i „przegranie życia” przez osoby wybierające samotność…

          1. Ludziska co wy z tą samotnością macie ? Człowiek rodzi się sam, idzie przez życie sam i umiera sam. tak ciężko to pojąć? można mieć znajomych, przyjaciół, ale oni odchodzą, oni zawodzą.. umierają.. Wasze życie to tylko chwila, iskra która szybko gaśnie..

        4. Wpis o Marku mnie nie interesuje, ale odniose się do jednego zdania.

          Kochani sa ludzie którzy dają coś społeczeństwu z czego są dumni. Np sportowcy gdy są na fali. Jeśli upadają to są gnojeni. Kochani są ludzie którzy spełniają normy społeczne, czyli cyborgi. Ludzie skopiowani. Ludzie na usługach innych. Ludzie tacy sami jak inni, by mogli się z nimi identyfikować. Z ich największą grupą. Klony.

  4. Marku, nowa strona kozak, a artykuł – niezmiennie wysoka forma. Robisz kawał znakomitej roboty, tak trzymaj.

    Wszystkiego dobrego i nieustającej weny życzę,
    T.

  5. Dlatego praca nad samooceną i dystansem do siebie to podstawa zdrowego postrzegania rzeczywistości. Jeśli człowiek nauczy sie obserwować siebie, to chyba uda mu się trzymać szkodliwe decyzje na wodzy. Mnie sie przynajmniej na razie udaje. Zajęło mi to 10 lat błędów i porażek ale pocieszam sie ze jeszcze taki stary nie jestem a moze być już tylko lepiej, byleby zdrowie dopisało. wszystko da sie wypracować kiedy już wiesz jakie masz wady i braki.

    1. Myślę, e jest nawet jeszcze lepiej. Przy właściwym podejściu i szacunku do siebie, wywaleniu całych mas gówna z podświadomości ( do których z przerażeniem docieram) nie tyle uda Ci się powstrzymywać na wodzy złe decyzje, co w ogóle nie będziesz miał złych ciągot i potrzeb

      1. Myślę że rozwój osobisty, to praca na całe życie. Ale w którymś momencie idzie już dużo, dużo łatwiej. Widzę po sobie, że żyję zupełnie inaczej od większości ludzi – widzę to, bo pamiętam jak kiedyś żyłem, chodzi mi o wiarę w swoje myśli i uczucia, utożsamienie z nimi.

    2. Sama obserwacja niestety nie wystarczy. Małe ciągotki można wtedy zlikwidować, ale tych dużych eksplozji emocjonalnych już nie, przynajmniej jak tak dostrzegłem u siebie, może jesteś szczęściarzem i Ci się uda :)

  6. Tymczasem taki Andrew Carnegie, jeden z najbogatszych ludzi w historii, zanim został multimiliarderem zbankrutował równo …. 8 razy. Generalnie ludzie sukcesu dzielą się na dwie kategorię. Jedni prędzej czy później marnie kończą, drudzy niczym kot zawsze spadają na cztery łapy. Różnicę robi inteligencja emocjonalna, panowanie nad emocjami i umiejętność radzenia sobie w sytuacjach podbramkowych. To jest tak naprawdę podstawa wszystkiego.

    1. Ja bym z tymi biografiami miliarderów był ostrożny – kiedyś czytałem książkę chyba Carnegiego? jak zachwycał się Rockefellerem i jego dobroczynnością. O niszczeniu ludzi i państw nie napisał już nic. Kiedyś będą pisać o Kulczyku ile dał hajsu na biedne dzieci, a jak opierdolił Polaków z podatków, może już nikt nie napisze :)

      1. Na starość to każdemu zachciewa się filantropii, nawet gangsterom (taki Lucky Luciano na przykład). W końcu trzeba sobie jakoś kupić drogę do nieba, hehe. No i własna fundacja dobra rzecz, przydaje się chociażby do ukrycia majątku. Taki Palikot ładnie ukrył miliony przed rozwodem w „fundacji” na Karaibach (pewnie na słupa skoro nic mu nie udowodnili). W sumie przynajmniej pod tym względem trzeba brać przykład. Albo pójść z duchem czasu jak Brytyjczycy:
        http://www.bankier.pl/wiadomosc/Bitcoin-pomoze-ukryc-majatek-przed-rozwodem-3137269.html

  7. Po kilku dniach picia, wciągania i rżnięcia ładnych cipek, chciałbyś po prostu zwyczajnie pospać. Normalny człowiek po tygodniu miałby absolutnie dość – ciągi mają ludzie, którzy mają coś nie tak z psychiką. Np. odczuwają wysoki poziom nudy, są narkomanami, alkoholikami czy seksoholikami, albo mają potężne lęki, nie mogą spać itd.

    Mechanizm habituacji jest bezwzględny.

    Ja np. od prawie roku funkcjonuję tak, że spisuję umowę co jem przez miesiąc, czego mi nie wolno. I gdy umowa się kończy, mam kilka dni luzu. Ostatnio miałem cztery dni, zjadłem dwie paczki chipsów, dwie czekolady i jakieś śmiejżelki, codziennie piwsko – pod koniec miałem serdecznie tego dość. Słabe porównanie może, ale plus minus pokazuje mechanizm.

  8. Gdybym naprawdę miał popełnić samobójstwo to najpierw wydałbym wszystko co mam , maksymalnie zaspokajając swoje żądze – czyli na miejscu tego miliardera miałbym długie bachanalia.

    1. Ale na co byś wydał? Dziwki i koks? Wspomniany miliarder już dawno zaspokoił takie żądze i dla niego jedyną żądzą było mieć 10 baniek na koncie. Każda suma poniżej to już myśli samobójcze.

      1. uważam, że nie chodziło o to, że on chce mieć 10 miliardów i o to, ze część stracił, bo miał jeszcze wystarczająco, i nawet gdyby taki miał cel to i motywacja by była, więc gdzie tu samobójcze myśli? tylko o to, że pieniądzy miał od groma, ale one przesały go uszczęśliwiać. miały być jego motorem do życia (tak myślał zanim to wszystko osiągnął), a stały się kotwicą.

        1. Albo ta Witney Houston. Przykład jak najwyraźniej uzależnienie od akceptacji (związek z damskim bokserem) moze zniszczyć życie. Kasa, sukces, uroda – a i tak nieszczęśliwa i zgon.

          1. zgadza się, bo źródło szczęścia powinno być w nas samych, a nie pochodzić z posiadania czegoś tam, bądź uzależnione od kogoś.to wszystko powinno być tylko dadatkiem. tu też akceptacja siebie się kłania.

Dodaj komentarz