Nie bić autora felietonów!

Badania amerykańskich naukowców (jakżeby inaczej), zapoczątkowane przez profesora Alexandra Schaussa uprzejmie donoszą, że kolor różowy wpływa uspokajająca i osłabiająco na mężczyznę. W badaniach wykazano, że po wpatrywaniu się przez minutę w kolor różowy, wydatnie spada siła fizyczna i ogólnie mężczyzna się uspokaja. Żaden inny kolor nie wpływał w tak wyraźny sposób na mężczyznę – tylko różowy. Ponieważ efekt ten był przebadany w 1979 roku, do tego czasu naukowcy zdołali wielokrotnie obalać wzajemnie swoje eksperymenty – ale nie trzeba być amerykańskim naukowcem, by stwierdzić że coś w tym jest.

„Różowe paski”

Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego tzw. „różowe dziewczynki” mają przy sobie prawdziwych samców; umięśnieni, często bardzo agresywni, nie unikający nie tylko tańca i różańca, ale i solidnej bijatyki. Im bardziej skąpana w różowym kolorze dziewczyna, tym większe owłosienie, ilość tatuaży, tonaż biżuterii i kwadratowa szczęka u jej wybranka. Zbyt wiele widziałem takich „zestawów”, by nie zwrócić uwagi na pewną powtarzalność – jednak dopiero po przeczytaniu o tych badaniach, stałem się ofiarą pewnych refleksji.

Przypomniałem sobie kilka faktów. Kto mi przez te wszystkie lata gdy pisałem, najczęściej groził brutalnym pobiciem i śmiercią? Silni faceci. Żołnierze, policjanci, pakerzy, pamiętam że było dwóch bokserów i chyba jakiś amator MMA. Co najzabawniejsze, po jakimś dłuższym czasie kilku mnie przeprosiło. Przeczytali teksty „oszołoma”, a po kilkukrotnym powtórzeniu scenariusza który opisywałem, zaczęli „kumać”. Żeby przeprosić i przyznać się do błędu, trzeba mieć naprawdę charakter i „jaja”.

Każdy atakuje jak umie

To są w sumie proste mechanizmy. Przeciętna kobieta przez porównywanie się do ideałów z telewizji i modnych czasopism, ma nieprawdopodobnie zaniżoną samoocenę (modelki, piękne ciała, buty za równowartość jej dwuletnich zarobków), więc atakuje moją samoocenę słownie – pisze że jestem płytki, pusty, chory psychicznie, muszę się leczyć. Nie może mi zaszkodzić fizycznie, więc atakuje jak umie, jak się nauczyła że to działa – a wie to stąd, ponieważ sama ten psychiczny ból odczuwa. Byłoby więc idealnie, gdybym zapisał się do psychiatry jako wariat, oraz brał silne leki psychotropowe, by nie widzieć i nie opisywać kobiecych gierek, które niszczą mężczyznę a ostatecznie krańcowo unieszczęśliwiają kobietę.

Słabi, zakompleksieni faceci (porównywanie się do męskich ideałów z telewizji i czasopism, kończące się poczuciem bycia nikim i pragnieniem bycia „kimś”), utożsamiają swoją wartość z umysłem, etykietkami, ceną samochodu, więc atakują mój umysł – jestem więc głupi, biedny, jeżdżę pordzewiałą kia. Mam się poczuć biedny, głupi, a najlepiej gdybym przestał pisać i poszedł do łopaty. Ponieważ to co mi chcą wmówić, wmówiono im samym i jest to dla nich bolesne, myślą że każdy ma tak podatny na ciosy ten obszar swej osobowości jak oni. Nie rozumieją że ktoś może nie utożsamiać się z umysłem, ciałem ani osiągnięciami, a czymś zupełnie innym – więc uderzenie w te rejony nie jest bolesne. Nie trzeba Einsteina, by zrozumieć ważną sprawę: ciało to nie ja, bo można amputować kończyny, usunąć sporo organów łącznie z kawałkami mózgu, a to nadal będę Ja. Ja to nie ciało, więc obrażanie ciała nie jest obrażaniem mnie. Podobnie jak nie jestem uczuciami i charakterem, bo ten można zmieniać – co robią terapie psychologiczne czy np. NLP – i jeśli zmienię swój charakter, to nadal jestem Ja. Ja to nie charakter. Nie jestem też samochodem, etykietkami, wykształceniem i innymi rzeczami, z którymi człowiek się na swoje nieszczęście utożsamia.

Męska kooperacja, fajna do czasu

Silny facet jest dumny ze swej mocy, z siły swych uderzeń czy wyciskanego ciężaru, więc kieruje swą ofensywę na moje ciało i „poczucie honoru”, chcąc się sprawdzić w walce na pięści; każdy walczy w swojej płaszczyźnie, w wymiarze który opanował. Zapaśnik dąży do zwarcia, bokser do walki w dystansie, szyderca wyszukuje kompleksy, by sprawić ból psychiczny na odległość. Mam więc poczuć się gardzącym sobą frajerem, że nie chcę spotkać się z dwudziestoletnim zawodowym bokserem wagi ciężkiej – byłoby wspaniale, gdybym zapomniał że najmocniejsi ludzie na świecie w ogóle nie umieli się bić, a frajerami się nie czuli. Np. Stalin, Hitler, Mao… najpotężniejsi siłacze drżeli ze strachu na myśl, że taki cherlawy człowieczek by na nich spojrzał. Można było skończyć w katowni na bestialskich, nieludzkich torturach razem z rodziną i przyjaciółmi. Honor to coś znacznie więcej, niż bezmyślne reagowanie na zaczepkę, najlepiej w płaszczyźnie którą preferuje mój rywal.

Walkę wygrywa ten, kto doprowadza przeciwnika do walki w swojej płaszczyźnie i tam go zwycięża. Jeśli więc nie walczę tak, jak chce przeciwnik, nie jestem frajerem a strategiem. Cała historia wojen i wielkich batalii, właśnie na tym polega. Wygrywa sprytniejszy, chłodniejszy – nie dający się sprowokować do ściśle określonej reakcji. To oczywiście bardzo się nie podoba agresorowi – jest wściekły, i daje temu wyraz głośnym rykiem i nieprzyzwoitym słownictwem. Tylko prawda jest taka, że właśnie przegrał – nie narzucił przeciwnikowi swojej strategii, nie udało się, był za mało umiejętny, czyli – za głupi.

Fajne, męskie towarzycho

Zacząłem sobie to wszystko kojarzyć. Ostrzy, silni faceci przebywają w męskim towarzystwie, czy to ławka pod blokiem, zorganizowany gang czy wojsko. Wiadomo – kumple są fajni, męska sprawa.

Można sobie popierdzieć, poopowiadać jakie dziewczyny się pozaliczało oraz ile nosów złamało – im więcej drinków się wypije, tym liczba miażdżonych, powykręcanych i pękających nosów się zwiększa. Pod koniec imprezy, gdy nie da się przejść by nie nadepnąć na butelkę po wódce, liczba nosów przekracza liczbę mieszkańców ziemi, tej ziemi. Kłamiemy my, kłamią kumple, jest fajnie i wiadomo o co chodzi.

Brak równowagi, brak kobiecej słabości

Ale im człowiek dłużej przebywa w męskim środowisku (czyli energia męska, yang), tym bardziej coś w człowieku pragnie równowagi – dać ją może jedynie energia kobieca, delikatna, mroczna i subtelna (yin). Im więcej stresujących sytuacji (wojna, bójki, przejęcia firm), tym większe stężenie męskiej energii, która sama w sobie chociaż daje siłę, jednocześnie bardzo męczy, ogranicza, wzbudza pragnienie spokoju, wypośrodkowania. Mężczyzna który nie interesuje się tym co piszę, automatycznie utożsamia tę żeńską energię z kobietą. Tak został nauczony, tylko taki model działania zna z literatury, filmów i bajek z dzieciństwa. Kobieta równoważy męską agresję, daje poczucie spełnienia, szczęście – tak jest, koniec, kropka. Dlatego im większy poziom testosteronu, agresji i siły, tym większe odchylenie od równowagi dającej spokój i harmonię – i instynktowne dążenie do kobiety, rodziny, dzieci.

Ponieważ pracuję też z tzw. silnymi facetami, zauważyłem że najczęściej w domu są „pantoflami” – i to z własnej woli. Oni w ten sposób ratują się od szaleństwa, którym jest przewaga jednego z elementów, w tym przypadku yang, męskiej energii. Rodzina, a więc żona, dzieciaki – umożliwiają silnemu facetowi uzyskanie równowagi. Dziecko płacze i chce zabawek, małżonka płacze i chce futra bo inne już mają… trzeba się „ukobiecić”, nastroić na dziecinne postrzeganie świata żeby to wszystko wytrzymać, co wpływa na stan hormonalny, i jest odbierane przez faceta jako ulga, wolność od testosteronowej presji ciągłego parcia naprzód. Niestety, ten typ równowagi jest sztuczny i nietrwały, spowodowany zmianami hormonalnymi a nie przemianą osobowości, czego po prostu nie wiedzą, bo i skąd mieli się dowiedzieć?

Coaching w prezerwatywie

Dlatego gdy trafiają na to co piszę, pierwszą reakcją jest gniew. Dla nich wierna, ciepła i delikatna kobieta plus dzieci to jest coś, co w ich marzeniach daje im wielkie ukojenie i szczęśliwość – niebo za życia. Jeśli ktoś taki jak ja pisze, że spełnienie i tę brakującą, żeńską energię mają w sobie (czyli duszę), reagują wyuczonym atakiem, a więc pytają czy chcę w mordę. No cóż, nie chcę.

Miliardy ludzi marzy o bogactwie, które ma dać im szczęście. Nie rozumieją że miliarderzy wcale nie są szczęśliwi, a także popełniają samobójstwa, bo szczęście to nastawienie i stan umysłu, a nie liczba kolorowych papierków. Podobnie z silnorękimi, którzy chcą skakać po okragłej, naiwnej głowie Państwa uniżonego sługi – to że coś im się wydaje, marzy, nie oznacza że tak się stanie. Marzenia są najczęściej zaczerpnięte z kultury, religii i świata reklamy – nie są to wizje i oczekiwania tak naprawdę nasze, tylko zaszczepione nam przez koncerny chcące sprzedać nam masę rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebujemy. One nie dadzą nam szczęścia, bo ono nie jest celem reklamodawców – ich targetem jest poczucie braku, który ma Cię motywować do bezustannego kupowania suplementów, lekarstw, diet, gadżetów, idei religijnych. Ale weź to powiedz człowiekowi, który ma więcej w bicepsie niż ja w udzie; ciężka sprawa. Dlatego piszę, co jest znacznie bezpieczniejsze. Jest coaching bezpośredni, bardzo niebezpieczny, ale jest też coaching w prezerwatywie, „pisany”. Chyba nie muszę dodawać, że jestem jego wielkim zwolennikiem.

Róż zbija testosteron

Kolor różowy osłabia i uspokaja. Dlatego człowiek pełny siły, inwencji i idący do przodu „po trupach”, obcując z ubraną w róż niewiastą doznaje cudownej harmonii. Jego siła i agresja maleje, a pojawia się niewidziany dawno spokój. Dlatego właśnie „różowe dziewczyny” przyciągają silnych facetów. Robią to instynktownie, bo czy pająk polujący na muchy filozofuje na temat polowania, oraz moralności procesu zabijania i zjadania żywcem swej ofiary? Wątpię.

Mnisi i ludzie szukający harmonii w życiu, harmonizowali się wegetarianizmem bądź głodówkami, które zmniejszają poziom testosteronu. Są też inne metody stosowane w sektach, a mające na celu osłabić człowieka, by się nie buntował. Te metody to miecz obosieczny – można ich użyć do niszczenia człowieka, np. robiono to w obozach koncentracyjnych ograniczaniem jedzenia i truciem fluorem, albo do wzbogacenia. Życie na wysokich obrotach, jak dla mnie, wcale nie jest fajne. Wolę spokój i poczucie delikatnej euforii, błogości, niż ciągła wewnętrzna presja żeby robić coś, co ma sprawić że sąsiad poczuje zazdrość – a gdy zobaczę zgrabny tyłek, wariuję. Wtedy tracę kontrolę, staję niewolnikiem prymitywnych popędów. Ponieważ przerabiałem to znaczną ilość razy, ten stan bycia absolutnie mi się nie podoba. Moje życie jest zbyt krótkie i cenne, by poświęcić je na gonitwę za śmiesznostkami – są dla mnie znacznie ważniejsze cele i dążenia.

Wydobądź swą delikatność, zanim siła Cię spali

Silny, idący zawsze do przodu facet powinien sharmonizować się w inny sposób – wydobyć spod fałdów aktywności, poznać i pokochać swą dziecinną, kobiecą naturę zwaną duszą albo podświadomością. Tylko to doprowadzi do harmonii i spełnienia – kobieta używana jako środek do uzyskania wolności od testosteronu, jest jak alkohol czy narkotyki dla desperata. Na chwilę pomogą, ale nie dadzą trwałej przemiany, a zostawią po sobie kaca, chorobę weneryczną albo i wybite zęby.

Leczenie swego wewnętrznego chaosu kobietą, jest jak leczenie migreny ścięciem głowy. Bo jeśli Ci pomoże się sharmonizować na chwilę, to masz jeszcze większy problem – uzależniasz się od niej, boisz że odejdzie, umrze, ucieknie… zabierając ze sobą Twój dobry nastrój. Zyskasz więc lęk i zżerającą za życia zazdrość, która nie opuści Cię za dnia ani w nocy. No i po co mnie bić? Lepiej spokojnie to przemyśleć, przyznać mi rację, podlizać się w komciach i wpłacić coś na konto, ponieważ zbieram na używaną hondę accord. No i czytać, bezustannie czytać, zwłaszcza książkę „Stosunkowo dobry”, oraz wpaść na prawdopodobnie najbardziej seksistowskie forum w sieci „braciasamcy.pl.”, gdzie Panie mają swój przytulny rezerwat. Zamknęliśmy je tam z Braćmi Samcami, by miały swój przytulny kącik do obmawiania nas i knucia spisków.

 

www.braciasamcy.pl  zapraszam na moje forum. Paniom wstęp wzbroniony!

——————–

Zapraszam do kupna moich e książek „Stosunkowo dobry”, oraz „Wyprawa po samcze runo” w E wersji, KLIK albo papierowej KLIK.  Bardzo jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy poczuwają się do dbania o cały ten interes i go finansują KLIK, także poprzez PayPal, mój meil to coztymikobietami@onet.pl

10 thoughts on “Nie bić autora felietonów!

  1. Szkoda, że nie da się lajkować + albo hejtować – jak na starej wersji. Co do strategii, którą opisujesz Marku mógłbyś zapodać jakieś tytuły książek historycznych ?
    Ja czytam ostatnio „Polscy terroryści” W. Lady. Książka wymiata. Słabsi teoretycznie Polacy chytrze dokonywali zamachów Np. w 1906 r. zamachów było ok. 1245. Nikt w tamtych czasach nie chciał iść do policji, bo zamachowcy mający różne strategie od jej braku po zachowanie taktycznej dyscypliny szyku w wolnych chwilach od większych zamachów strzelali właśnie do policjantów, szpicli i agentów Ochrany Kraju Przywiślańskiego. Furorę robiła domowa produkcja bomb, strzelanie z browningów, napady na poczt, sklepy monopolowe, pociągi itd. a to WSZYSTKO z iście ułańską fantazją :)

    Podaj jakieś tytuły książek proszę raz jeszcze i pozdrawiam

    1. E tam szkoda, znowu miałbym kilkadziesiąt minusów przy każdym komciu :) Książki o jakich strategiach dokładnie? Że kobieta atakuje moją samoocenę?

  2. Jak przyznał Piotr Tymochowicz w wywiadzie raptem 5% jest dochodów to zarobek na marketingu politycznym. Pozostałe 95% jego klientów to banki i firmy farmaceutyczne. No ale przeciętna odpowiedź szarego człowieka na cały marketing i reklamę, to „na mnie to nie działa” 😉

  3. Już sama wiedza i świadomość tego, że wszelkiej maści takie ataki za cel mają negatywne poruszenie naszych emocji daje olbrzymi dystans i uspokojenie. Nie trzeba wiele więcej.

Dodaj komentarz