Męska wolność, czym naprawdę jest?

Gdy byłem małym brzdącem, obserwując silnego, męskiego wujka który palił i się upijał (od czasu do czasu), a pijany snuł magiczne opowieści o kolejnych „zaliczeniach”, czułem się uwięziony przez mój młody wiek.

Włożyć siurka

Nie mogłem się doczekać pełnoletności, by wreszcie móc „legalnie” zapalić i się upić, kopulować z kobietami („wkładać im siusiaka” jak to nazywaliśmy z kumplami)… ta wizja była dla mnie wolnością.

­
Podziwiałem swego wujka, który nie tylko pięknie opowiadał (bajerował, łgał), ale miał olbrzymie powodzenie wśród kobiet. Mowa ciała, potężna muskulatura wypracowywana latami na siłowni (wspomagana sterydami, jestem tego niemal pewien), zadbanie o najmniejszy element ubioru i wyglądu, niski, bardzo seksowny dla kobiet głos, agresywny z natury – czysta samcza dominacja, tzw. zły chłopiec którego kobiety chciały zmienić… ale żadnej się nie udało. Ten schemat istniał, istnieje i będzie istniał do końca życia tej nieszczęsnej planety.

­
Podpity wujek czarował opowieściami, rysował słowami niezwykłe światy pełne wszystkiego tego, czego pragnie młody, zakompleksiony, pełen lęków chłopiec. W tych opowieściach było wszystko – bohaterskie bójki, połamane nosy, podrywanie dziewczyn, bohaterskie czyny ze sztachetami w rękach…

Oszustwo nie popłaca

Fascynacja siłą wujka skończyła się w momencie, gdy doszło do mnie że mieszkanie dziadka które powinno być podzielone na pół (między mamę i wujka), wujek „chapnął” za pomocą przekrętu tylko dla siebie (razem z całym majątkiem, pokaźnym) a po odczekaniu trzech lat (tyle czasu było na podważenie prawnej decyzji) zerwał z nami (mną i rodzicami) całkowicie kontakt, robiąc z nas złodziei i oszukańców. W ten sposób poradził sobie z wyrzutami sumienia… ale one go dopadły w formie choroby. Często tak jest, kiedy się zrani bliskie osoby, a ma się jakieś resztki sumienia.

­
Dlatego nie czyń zła, jeśli odczuwasz nawet resztki empatii, bo to Cię zniszczy. Możesz długo i bardzo boleśnie umierać, w poniżeniu i przerażeniu, we własnym kale i moczu. Trzeba być absolutnie zdecydowanym i bezwzględnym by czynić zło albo dobro, i tam nie może być żadnych, najmniejszych nawet wątpliwości – gdyż Cię zjedzą.

­

Bystrzejsi natychmiast zauważą, że poczucie braku wolności wystąpiło poprzez wzbudzenie pewnych pragnień. Czułem się wolny do czasu, gdy nie zobaczyłem że może być fajnie i wesoło dzięki truciznom, których z racji wieku nie mogłem zażywać. A przecież widziałem, jak wujek cierpiał następnego dnia, ba! nie tylko widziałem, ale słyszałem i czułem, jak wszyscy. Jednak mój umysł odrzucał skojarzenie trucizn z cierpieniem, wybierając jedynie kolorowy, napompowany promilami obrazek.

Fajki i wóda, (roz)wolność

Oczywiście nie mogłem się doczekać pełnoletności, więc palić zacząłem chyba w wieku czternastu lat, a pierwszy raz upiłem się niewiele później. Narkotyków próbowałem znacznie później, bo dopiero w liceum – na szczęście zwracałem je górą i dołem, co uchroniło mnie przed potężnymi kłopotami – ale próbowałem i się nie poddawałem, dzielnie walczyłem. Jednak uczucie wyrywania flaków i paranoja to coś, czego pokonać nie umiałem (chwalić Pana Boga). Po haszu dostawałem silnej „paranoi”, chciałem jechać do mamy do pracy, żeby przyznać się jej że jestem narkomanem… po amfie strasznie bolał mnie siusiak (ten od wkładania Paniom) i miałem kilka dni nieprawdopodobnie silnej depresji.

­

Do dziś pamiętam jak chodziłem po ciemnym lesie (pojechałem na zrzucie do dziadka na wieś w weekend), i jak wszystko co czułem przesycone było ponurą czernią. Po zielsku (chyba afgan) i wódzie strasznie rzygałem, zresztą po takim miksie zwymiotowałem na nowe buciki mojej pierwszej, wielkiej miłości. Innych wydarzeń nie pamiętam i nie chcę pamiętać.

­

Gdy trochę podrosłem, poczułem się zniewolony brakiem pieniędzy. Marzyłem by mieć na papierosy i wódzię, może gdzieś pojechać z kolegami… więc po liceum poszedłem od razu pracować do banku (8 – 16) a rano na bazar (chyba 5 – 7), by sprzedawać tam buty towariszczom zza wschodniej granicy. Pojawiły się pieniądze, niewielkie ale jednak swoje własne.

­

Młody, silny i głupi

Mogłem dumnie pójść do kiosku, kupić paczkę dobrych papierosów, a później w spożywczaku wódkę z oryginalną coca colą. Mogłem się napalić i nachlać, co też z moim kolegą czasem robiliśmy – ale pożądane pragnienie wolności nie przyszło wraz z trucizną sprzedawaną gojom, by ich ogłupiać. Nie tylko nie przyszła wolność, ale musiałem znieść ciężkie wymioty i biegunkę. Na szczęście byłem młody i kac nie trwał długo. Nie to co teraz…

­

Wtedy doszło do mnie, że jestem zniewolony ponieważ ciągle bałem się osiedlowych dresiarzy. Bałem się wychodzić z bloku i do niego wchodzić. Ponieważ już kilka lat intensywnie ćwiczyłem, wiedziałem że sobie poradzę – ale dresiarstwo nie uznaje zasad honorowych. Jednego pobiję, przyjdzie ich cała chmara, skuszonych łatwą wizją wyładowania się.
Tak czy siak, czułem związany z tym lęk, ograniczenie. Byłem gotowy na przemoc 24h/dobę, ale stres z tym związany był dla mnie niewolą, więzieniem, koszmarem.

Wolność chodzenia po ulicy

­

W końcu udało się kupić mieszkanie, gdzie lęk znacznie się zmniejszył – i zacząłem w nim poznawać Panie, ponieważ poczułem się zniewolony brakiem seksu, partnerki seksualnej. Co to za wolność, gdy tak potężna potrzeba nie zostaje zaspokojona? Było nawet fajnie…

­

…ale wtedy pojawiła się choroba (IBS), która całkowicie unieruchomiła mnie w we własnym ciele. Latami patrzyłem przez okno z zazdrością na ludzi, którzy mogli normalnie iść po ulicy, by załatwiać swoje sprawy. Nie byłem wolny – byłem zniewolony swoim chorym ciałem, przerażony i upodlony brakiem kontroli nad jego fizjologicznymi funkcjami, oraz towarzyszącą temu biedą, właściwie nędzą. Gdy tracisz zdrowie, pracę i pieniądze, znikają wszyscy „przyjaciele”, nawet rodzina odsuwa się od Ciebie, a niektórzy kpią i się śmieją z Twojego nieszczęścia. Zostajesz sam, i musisz stworzyć sposób na przetrwanie. Dla mnie ucieczką od tego nieludzkiego koszmaru (20, 30 biegunek dziennie z krwią, mdlałem z bólu) na normalne życie było pisanie, które razem z sukcesem (2, 3 miejsce na liście najpopularniejszych blogów onetu) przyniosło mi zaciekłego hejtera, który od dziesięciu lat mi nie odpuszcza. Prawie mu się udało mnie zatopić, niewiele brakowało… jestem pełen podziwu, jak niektórzy psychopaci wyszukują jakimś, wydawałoby się szóstym zmysłem, ludzi na dnie, i dla przyjemności ich popychają w otchłań. No ale się nie udało – albo była taka wola nieba, albo byłem za silny psychicznie, w co jakoś nie chce mi się wierzyć.

Ewolucja wolności

Obecnie poprawiło mi się na tyle, że rano po śniadaniu mogę przejść jakiś kilometr w jedną stronę. Raz się udało chyba z półtora kilometra. Więcej się boję próbować, ale chyba dałbym radę. To w sumie niewiele dla zdrowego, normalnego człowieka, ale dla mnie to gigantyczna zmiana. Oprócz niej pojawiły się pieniądze, więc mam samochód, skuter i dwa rowery… a jakby co, to kogoś kto może mnie zawieźć.

­

Poczułem przez chwilę że panuję nad swoim życiem, że mogę się przemieszczać. I jednocześnie w tej samej chwili zrozumiałem, że wcale wolny nie jestem.

­
Jak niemal wszyscy ludzie na tej planecie, zostałem tak ZAPROGRAMOWANY, by na krytykę reagować cierpieniem, a na pochwałę i komplement euforią i podnieceniem. Z punktu widzenia ewolucji ma to sens – skoro ktoś mnie opieprza, to może za chwilę zaatakować ostrym kamieniem albo gałęzią… układ nerwowy musi zostać pobudzony, by umożliwić mi wykrzesanie więcej siły, refleksu i koncentracji, czyli pozwoli by szybciej uciekać albo mocniej uderzać w razie walki.

­
Tak było milion, może dwa miliony lat i tak nasz układ nerwowy został ukształtowany. Dopiero nowoczesność sprawiła, że pracując w biurze i będąc krytykowanymi, szansa na przemoc jest minimalna – ale układ nerwowy o tym nie wie. Reaguje tak, jak reagował miliony lat.

Kij i marchewka

Poza tym kwestia społeczeństwa – jak mają nami kierować, jeśli nie za pomocą kija i marchewki? Gdyby krytyka nie skutkowała, moglibyśmy robić coś innego niż chcą nasi programiści, ludzie którzy za pomocą idei kontrolują i kreują pewną jakość życia społecznego. To właśnie nazywa się matrixem, więzieniem które zostało zbudowane w nas samych – jako przekonania (o życiu, sobie) które uważamy za własne, a które zostały nam ZAINSTALOWANE w głowie. Dokładnie tak się dzieje – jesteśmy od niemowlęctwa programowani, tresowani jak zwierzęta w cyrku. Ponieważ robi się to wszystkim, uważa się to za normalne.

­
Tymczasem to wcale nie jest normalne. Ten świat pełen wojen i nienawiści nie jest normalny. Jednak żeby to dostrzec, trzeba mieć minimum inteligencji i odwagi, by wyjrzeć poza ten sztuczny, stworzony dla nas świat którego budulcem są fałszywe przekonania.

­

Zniewolenie jest we mnie

Czyli wszystko co mnie zniewala, jest w formie wzorców emocjonalnych – które nie są moje. Ktoś (ksiądz, rodzice, nauczyciele) we mnie te reakcje „zainstalowali” (powtarzaniem, zastraszaniem, obiecując korzyści) i one teraz sprawiają, że żyję w lęku – boję się zostać skrytykowany, ponieważ wyzwoli to we mnie cierpienie, i boję się komplementów – bo ktoś kto mnie chwali, staje się w pewien sposób moim władcą – im większą przyjemność sprawia mi komplement, tym bardziej boję się zawieść osobę, która dostarcza mi tak sycący narkotyk.
Właśnie tak psychopaci osaczają swoje ofiary, pozbawiając je pieniędzy, zdrowia i wszystkiego innego. Ofiara boi się odmówić absurdalnej prośbie, ponieważ boi się utraty narkotyku – pochwał i komplementów.

­
Właśnie dlatego moim celem życiowym jest tłumaczenie ludziom, że jeśli sam nie dasz sobie podziwu, szacunku i miłości, otoczenie zawsze Cię wykorzysta i zniszczy Twoje życie. Bo co to za życie, jeśli ciągle się boisz? Życie w strachu to nie życie, a gehenna – to czekanie na śmierć, która ma przynieść koniec lęku i wg. katolików wieczne ukojenie za życie zgodnie z cudzym kijem i marchewką… ale czy ból może zrodzić radość? Nie, nie może. Nawet sam brzuchaty biskup z drogimi pierścieniami na palcach, ba! sam Papież nie może tego prawa zmienić.

Zniewolony chipsami

Kilka dni temu mocno sobie uświadomiłem, w jaki sposób zniewala mnie smaczne jedzenie. Chcę się odchudzić, ale jedzenie pizzy, ciastek i picie piwska nie tylko sprawiło że urósł mi brzuch jak w 9 miesiącu ciąży mnogiej, ale także sprawiło że ciężko mi się oddycha (nasilenie astmy), nie mam na nic siły, energii – stałem się sflaczały, a Bucuś już nie wstaje na baczność przy każdej Pani… a wcześniej był strasznym służbistą.

­
System chciał mi zainstalować w podświadomości za pomocą religii silne poczucie winy, czyli nienawiść do siebie – nie udało się, pozbywam się tego syfu z każdym dniem coraz więcej.
Wschodnie wymysły chciały mi wcisnąć ideę (amitabha, bodhisattwa), żebym poświęcił swą duszę rzekomo dla innych istot – nie udało się, zrozumiałem pułapkę.
Chcieli mi wcisnąć ideały wyglądu i zachowania, bym czuł się gorszy, głupszy – dopóki czegoś od nich nie kupię; nie dałem się.

­

Ale pokonali mnie najtańszym świństwem z biedronki… Człowieka żyjącego w świecie idei, znającego się na nich (np. ja) ideami ciężko oszukać. Więc rżnie się go w najprymitywniejszy sposób. W tych rejonach (niższych) nie mam już takiego rozeznania i lekkości. A skutkiem nadwaga, ospałość, z czasem cukrzyca – a po cukrzycy zdrowie wali się kompletnie.

Poradzę sobie

Ale i z tym sobie poradzę. W końcu wiem jak to wszystko działa, więc spokojnie, krok po kroczku przekonam podświadomość, żeby to odstawiła. Wszystko jest do zrobienia, jeśli wiesz co masz robić – a ja wiem. Potrzeba tylko pracy, czasu.

­

Im bardziej się rozwijasz w sensie rozwoju świadomości, im więcej spraw ogarniasz, tym więcej widzisz zniewolenia. Na każdym poziomie swego życia czeka Cię walka – wygrana to zrozumienie, uświadomienie sobie niebezpieczeństwa.

­
Oczywiście zniewoleń jest znacznie więcej, nie czas i miejsce by je opisywać. Ostatnim zniewoleniem człowieka, jest poczucie że JA jestem ciałem i nazwą mi nadaną, oraz że jestem polakiem, niemcem, holendrem (latającym) – jesteś obserwatorem, który postrzega swoje myśli i uczucia, więc nie możesz nimi być. Pokonanie tego ostatniego zniewolenia, prawdopodobnie czyni nas wolnymi od systemu. Chciałbym się sam przekonać – i to będzie moja prawda, a nie cudze wierzenia czy urojenia.

 

——————————

 

radiosamiec.pl – moje nagrania audio.

www.braciasamcy.pl  zapraszam na moje forum. Paniom wstęp wzbroniony!

——————–

Setki moich felietonów KLIK

Sklep – sklep z moimi E – książkami.

Książki „papierowe” – Kliknijcie, jeśli macie odwagę spojrzeć na ceny.

17 thoughts on “Męska wolność, czym naprawdę jest?

  1. „Im bardziej się rozwijasz w sensie rozwoju świadomości, im więcej spraw ogarniasz, tym więcej widzisz zniewolenia. Na każdym poziomie swego życia czeka Cię walka – wygrana to zrozumienie, uświadomienie sobie niebezpieczeństwa.”
    Dokładnie tak, jak piszesz, widzisz to w sobie i w innych. Mnie osobiście najbardziej boli, gdy widzę swoich bliskich, którzy żyją według schematu, nie chcą nic zmienić, żyją w hipokryzji, co w rezultacie prowadzi do cierpienia, a oni nawet nie wiedzą dlaczego i skąd cały ten ból. Przykre to bardzo.
    Podczytuję sobie ”WOLNOŚĆ OD ZNANEGO” Jiddu Krishnamurti’ego. Polecam Marku, chociaż pewnie czytałeś. Pozdrawiam ciepło.

  2. Marek, właśnie słuchałem RS. Mówisz tam o nadawaniu sobie imion. Powiem tak- racja jest w tym, że rzeczywiście treść wypływająca z takiej modyfikacji niekiedy potrafi zadziwić samego piszącego. Sam tak robiłem chyba na ecoego i na jeszcze jednej z Twoich stron, której już nie ma. Ktoś napisał, że lawiruję pomiędzy nikami. To znaczy, że zauważył, że pod powierzchownym kamuflażem kryję się ja. Nie twierdzę,że imię nadane przez rodziców, z którym dreptamy przez życie nie ma znaczenia – podobnie jak nazwisko, ale taka powierzchowna zmiana imienia, o której mówisz w RS tylko może ogłupić słuchacza. Co najwyżej wmówi sobie, że jest już kimś kogo umieścił pod wymyślonym imieniem a to będzie tylko iluzja. A tego staramy się unikać – prawda? :-)

  3. Witam Marku mam pytanie, czy możesz zrobić nagranie o zjawisku, które nazywa się telegonią a może kiedyś w przyszłości napiszesz jakąś książkę na ten temat. Myślę że byłby to temat bardzo interesujący, jestem ciekawy jak to wygląda z twojej strony? Pozdrawiam

  4. Bardzo dobry felieton. To była odpowiedź w sam raz na moje aktualne problemy. Tego potrzebowałem. Dzięki wielkie !

  5. Człowiek, który jest niemal uwięziony w domu z powodu srania, ech czasami się zastanawiam, czy słusznie robię obierając Cię za jednego z moich guru? I czemu nie lubisz Korwina jak jego filozofię życia sprawdziłeś w praktyce – co Cię nie zabije to Cię wzmocni.

    1. Tak, jeśli jesteś na tyle silny, by to przetrwać. A wielu to zabiło, nie „wzmocniło”. Zresztą ten slogan dotyczy tylko młodych a ich (prawie) nic nie zabija. Faceci po 40-tce, z dwójką dzieci po rozwodzie z (gruuubo ex-)boginią życia i utratą domu/mieszkania/kasy tak nie mają. Korwin pierdoli a wy fellachowie to łykacie. Mięso armatnie kapitalistów, potomkowie analfabetów z czworaków pana dziedzica..

      Tylko żal chłopaków rozwalonych przez hormony czyli baby, własną ignorancję/głupotę i najzwyklejszego pecha.
      Atawizm, survival of the fittest. A patologia wierzy w swoją „boskość” po polskiej wódzie.

    2. Po co Ci guru? To co Marek pisze, to fajne wskazówki. Szkoda życia na szukanie guru. Życie to fajna przygoda i można je przeżyć będąc swoim guru;-)

      1. Bolo! wlasnie jak nam nie daja dupki jest fajnie! rece w kieszen, uśmiech na gebe, slodka samotność wśród kumpli i zrzadka jakiś sex z mezatka .-) smrod pieluch ma być zyciowym zwyciezstwem? Wojtyla, Ojciec dyrektor, Cejrowski. Uczmy się od najlepszych….

Dodaj komentarz